Dzień był pogodny. Letnie słońce wskazywało południe. Kobiety w mrocznej izbie krzątały się przy przygotowaniu obiadowego posiłku dla chłopców pracujących w obejściu gospodarskim. Wydobywające się na zewnątrz, strzechą słomianej chaty zapachy, drażniły nozdrza znanym wspaniałym aromatem.
Opodal, w niewielkiej odległości od chat, skrajem puszczy, przechodziły główne trakty wędrowne z Warszawy do Wilna, oraz z Ukrainy na północ Podlasia i dalej.
Wśród leśnej ciszy dał się słyszeć stopniowo narastający tętent końskich kopyt. Zbliżają się jakoweś jeźdźcy. Swoi to, czy nieprzyjaciel? Witać czy uciekać? Ale wprawne oko utwierdza w przekonaniu. To swoi.
Zbliżał się orszak.
Kobiety z kilkorgiem drobiazgu wybiegały przed chatę, by przywitać gości jak obyczaj nakazuje. Chłopi zaś pozostawali w znacznej odległości, jakby ubezpieczali przed nieprzewidzianymi okolicznościami, jak samozachowawczy instynkt każe.
- Zdrożeni jesteśmy, dajcie dobrodziejko jadła i picia, a wynagrodzim.
- Bardzo jesteśmy wszyscy radzi, witamy serdecznie tak wspaniałych gości. Czym chata bogata.
Zakrzątały się kobiety, a żwawo. Jest mleko i jest miodny napój. Przygotowane na obiad pierogi, na liściu chrzanu najpierw, następnie podawane były na bieżąco. Podróżni jedli, szczerze zachwycali się specjałem i chwalili.
- Cóż to za specyfik, dobrodziejko, którym żeście nas ugościli – dziękując na odjezdnym, zapytał ten najważniejszy jeździec.
- Knysze, Najjaśniejszy Panie, knysze – odrzekła kobieta tuląc do piersi złocistego talara i także dziękowała, a kłaniała się długo, aż jeźdźcy zniknęli.
Innym razem przejeżdżali znowu tam, gdzie jedli knysze. Znali już smak aromatycznych pierogów z cebulą i z dziczyzną za liściu chrzanu podawanych. Polubili.
- Jako to, te pierogi, dobrodziejko się zowią? – zapytał najważniejszy jeździec, a król to był.
- Knysze, Najjaśniejszy Panie, knysze – z pokłonem odpowiedziała kobieta.
- A jakże to sioło się zowie?
- My leśni, najjaśniejszy Panie i leśne sioło. Tak się nazywamy.
- więc wcale się nie nazywa. Od dziś to leśne sioło KNYSZYN zwać się będzie.
Tak pozostało.
Odtąd mówiono: - To gdzie jedliśmy knysze?
- W Knyszynie!
Wkrótce król pobudował tu swój dwór, ulubione miejsce pobytu. Okolica piękna. Wielki las i rzeka. Tutaj bardzo często przebywał, odpoczywał i polował. Sioło KNYSZYN, za sprawą i przywilejem królewskim, stało się znaczącym miastem na Podlasiu, stolicą najbogatszego starostwa.
Tomasz Krawczuk
Knyszyn, 06.10.1995